Z PAMIĘTNIKA „KRZYŻOWCA”

Zebrało mi się na wspomnienia… Nie jestem „starym krzyżowcem” więc i wspomnienia wprost proporcjonalne do doświadczeń, ale i tak byłoby o czym opowiadać zimą przy kominku. Przywołuję więc moje pierwsze lata prób, błędów, wątpliwości i aby oszczędzić rozczarowań i czasu innym postanowiłam napisać kilka słów o krzyżowaniu. Niebagatelną rolę odegrały tu także naciski ze strony Roberta 🙂

Dość długo zastanawiałam się nad tym w jaki sposób przybliżyć wszystkim zainteresowanym ABC krzyżowania irysów bródkowych… Doszłam do następujących, dość prostych, wniosków. Po pierwsze: Tym, którzy już krzyżują takie przybliżanie wgóle nie jest potrzebne. Po drugie: Internet i inne źródła oferują szerokie spektrum informacji na ten temat. Po trzecie: Takiej wiedzy potrzebują początkujący „krzyżowcy”. Ci, którzy dopiero mają zamiar rozpocząć swoją wielką przygodę z tworzeniem nowych odmian tych fascynujących roślin.

Doskonale pamiętam swoje początki. Fakt, że najpierw powinnam przyswoić niezbędną wiedzę nie był dla mnie kwestią pierwszoplanową. Najważniejsze było aby wreszcie zacząć krzyżować! Reszta, czyli umiejętności, myślałam, przyjdą same wraz z praktyką. Opierając się o moje własne emocje i nastawienie w owym czasie postaram się ująć podstawowy proces w kilku bardzo zwięzłych punktach. O wykorzystaniu genetyki w krzyżowaniu, genach recesywnych czy dominujących można poczytać w internecie lub w książkach. Rolą jaką sobie wyznaczyłam pisząc ten krótki artykuł jest to aby nie zawracając Wam głowy nadmiarem teorii przekazać kilka praktycznych wskazówek i rad tym, którzy tak jak niegdyś ja woleliby przejść od razu do praktyki.

Proces decyzyjny co z czym skrzyżować najogólniej mówiąc może przebiegać według dwóch ścieżek. Pierwsza z nich to badanie zasad genetyki czyli zależności jakie można zaobserwować w oparciu o doświadczenia w  tworzeniu już istniejących odmian. Jednym słowem – analizowanie jakie irysowe kombinacje odmian dały jakie efekty. Takie dociekania powodują, iż często musimy się cofnąć nawet o kilka lub kilkanaście irysowych pokoleń w naszych dociekaniach. Jest to droga żmudna, praco-, a przede wszystkim czasochłonna. Druga metoda to… spacer po ogrodzie z kubkiem kawy w ręce i włączoną opcją „high level” wyobraźni oraz intuicją jako głównym konsultantem w tej materii. Nie będę ukrywać, że ja sama jestem zwolenniczką tej drugiej drogi. Po prostu czas, którego potrzeba na badanie meandrów genetyki i pochodzenia odmian wolę spędzić w ogrodzie z irysami.

Ustalmy nazewnictwo… Odmianę, na którą będziemy przenosić pyłek z innej odmiany będziemy odtąd nazywać Mamą. Tą, która będzie dawcą pyłku nazwiemy natomiast Tatą. Kiedy już zdecydujemy która odmiana będzie pełnić zaszczytną rolę Mamy, a która Taty możemy rozpocząć batalie o nowe odmiany.

KROK I

Po pierwsze określmy co jest czym.

Górna strzałka wskazuje znamię słupka czyli docelowe miejsce, na które przeniesiemy pyłek.

Dolna strzałka wskazuje na pręcik kwiatowy czyli tą część kwiatu irysa, która jest dostarczycielem cennego pyłku.

Przy krzyżowaniu istotnym jest aby zebrany pyłek był suchy i „dojrzały”. Co mam na myśli? Jak wszystko inne w świecie roślin także irysowy pyłek potrzebuje czasu na to aby dojrzeć. Zapewne zauważyliście, że zaraz po otwarciu kwiatu pyłek na pręciku jest jednolity i bardzo zwięzły. W zależności od pogody, po dniu lub dwóch dniach pyłek staje się pulchny i sypki. To oznacza, że jest on gotowy do przeniesienia na znamię innej odmiany. Na tym etapie bardzo przydatnym okazuje się dobry wzrok lub szkło powiększające.

KROK II

Czas na spotkanie dwóch odmian. Pogoda w dniu krzyżowania także nie jest bez znaczenia. Dzień powinien być suchy, to podstawa. Z doświadczenia wiem, że krzyżowanie w mokry dzień daje nam bardzo niskie prawdopodobieństwo „przyjęcia się” krzyżówki. Kwiat-Mama nie powinien także być otwarty zbyt długo.  Im więcej dni ma on bowiem otwarte płatki tym większe niebezpieczeństwo, że nasza nowa krzyżówka będzie zrobiona na innej, już istniejącej, o której nie możemy wiedzieć siłą rzeczy ponieważ jest ona dziełem owadów.

Delikatnie więc, z pomocą pęsety odrywamy pręcik z pyłkiem z kwiatu-Taty. Przenosimy pyłek na znamię słupka Mamy i powtarzamy tę czynność z pozostałymi dwoma znamionami tego kwiatu. Znamię słupka jest dość lepkie więc nie musicie się obawiać, o destrukcyjną działalność wiatru. Pyłek raz umieszczony na znamieniu pozostanie tam tak długo jak potrzeba.  Dla pewności osadzenia się pyłku możemy delikatnie docisnąć odchylone przez nakładanie pyłku znamię.

KROK III

                Następnym krokiem jaki powinniśmy wykonać jest zabezpieczenie się, a raczej naszej nowej krzyżówki, przed niepożądaną ingerencją pszczół, trzmieli lub innych owadów.

Bez wątpienia pyłek, który pozostał na pręcikach Mamy jest dla wspomnianych owadów niezwykle nęcący. Aby więc uniknąć niechcianych gości powinniśmy owe pręciki usunąć. Pozostający na nich pyłek można  oczywiście wykorzystać do innych krzyżówek. W tym samym celu usuwamy także dolne płatki Mamy. W ten sposób pozbawiamy owady miejsca do wylądowania i możliwości pomieszania nam naszych „krzyżówkowych” planów.

Pozostała jeszcze do zrobienia rzecz niezwykle istotna czyli opisanie wykonanej przed chwilą krzyżówki. Nie chcielibyśmy przecież stracić informacji, które po pierwsze są niezbędne przy rejestracji nowych odmian, a po drugie mogą okazać się przydatne przy tworzeniu kolejnych krzyżówek. Ja używam etykiet widocznych na zdjęciu obok. Na pierwszym miejscu zapisu powinna pojawić się nazwa odmiany-Mamy na drugim odmiany-Taty. Bardzo ważne jest aby umieszczać etykietę bezpośrednio pod kwiatem, na którym wykonaliśmy krzyżówkę. Jeśli bowiem „krzyżówka się nie przyjmie” bardzo łatwo będzie pomylić kwiat poniżej z tym, o który nam chodzi. Doprowadzi to do sytuacji, w której będziemy zajmować się nasionami, które dadzą nam kwiaty identyczne z kwiatami Mamy. Jeszcze jedna, informacja, która może okazać się przydatna. Jeśli planujecie wakacje lub dłuższy wyjazd w czasie kiedy nasienniki mogą zacząć się otwierać to doradzam założenie na nie ochronnych torebek, ot, choćby zrobionych z pończochy. Unikniecie w ten sposób rozsypania się nasion po ziemi oraz powstrzymacie ptaki, które nie pogardzą taką ucztą. Ostatnią czynnością na tym etapie jest przeniesienie informacji o nowej krzyżówce do  komputera lub notatnika i pozostaje już jedynie czekać na rezultaty.

KROK IV

A oto wynik, o który nam chodzi…

Piękny, pełny dorodnych nasion nasiennik w idealnym momencie do ścięcia. Zwykle w moim klimacie torebki nasienne osiągają taką fazę z końcem sierpnia. Nie martwcie się jeśli nie wszystkie krzyżówki się „przyjmą”, to najzupełniej normalne. Przeważnie tylko około 60-70% krzyżówek kończy się sukcesem czyli dorodnymi nasionami. Teraz już tylko należy zebrać nasiona, wysuszyć na przysłowiową kość i po odpowiednim przygotowaniu po prostu wysiać. Ale to już zupełnie inna historia…

Na zakończenie opowiem Wam  jeszcze króciutko o moim pierwszym doświadczeniu z krzyżowaniem irysów bródkowych. Jak tylko dopadło mnie moje irysowe uzależnienie od razu wiedziałam, że będę próbowała wyhodować moje własne odmiany. A był to rok 2011. Miałam już wówczas około 50-u odmian. Niestety, nie były to odmiany jakich używam do krzyżówek obecnie, ale i tak byłam nimi zachwycona. Przez całą wiosnę siedziałam w irysowej literaturze, a w sezonie kwitnienia szalałam po ogrodzie jako „ Dama z pęsetą”. Zrobiłam około 70-u krzyżówek i już widziałam oczyma wyobraźni moje nowe piękne odmiany ponieważ większość z nich się zawiązała i nasienniki zaczęły obiecująco pęcznieć. Lato było wyjątkowo ciepłe tego roku w Anglii więc z niecierpliwością czekałam na moje pierwsze nasiona. Pewnie już się domyślacie o czym napisze… ciepłe lato oznacza częste burze. Ta była pierwszą z nich i pewnej lipcowej nocy dokładnie skosiła prawie wszystkie moje dojrzewające nasienniki. Z tymi kilkoma, z którymi nie poradziła sobie wichura i deszcz rozprawiłam się ja sama z żalu i wściekłości na naturę.

Obiecałam sobie, że: już nigdy…, że nie ma mowy…, że żadnych krzyżówek…

Następnego lata znów ganiałam po ogrodzie z obłędem w oczach i pęsetą w dłoni ….. Czego i Wam serdecznie życzę.

Katarzyna Kat Zalewska

Pin It on Pinterest